Po noclegu u Michała wyruszam w dalszą drogę do Krakowa. Niestety, moja wyprawa skończyła się na Rabsztynie - złapałem gumę, o dalszej jeździe nie ma mowy. Telefon do Skate'a i po kilku minutach przyjeżdża odsiecz (dzięki Bogu za przyjaciół i telefony komórkowe). Odkręcamy koło, pakujemy rower do samochodu i jedziemy do Poręby. Poczęstowany domowym obiadem i czymś tam jeszcze ;) jedziemy na dworzec PKP do Wolbromia. Ja i mój poszkodowany staruszek wracamy do Sosnowca.