Wyprawa do Częstochowy
Czwartek, 8 lipca 2010
· Komentarze(0)
7:00 dzwoni budzik i zaczyna się "mozolny proces wstawania". Rzadko w wakacje wstaje tak wcześnie ;) Zjadam śniadanie (to ostatnio też należy do rzadkości), dopakowuje plecak, ładuję trasę do GPS'a (zobaczymy jak GPS samochodowy sprawdza się a rowerze) i ruszam w drogę. Planowy wyjazd 8:00, udało mi się wyruszyć o 8:20 - już się przyzwyczaiłem, że w życiu nie wszystko wychodzi tak jak to planuje.
Nawigacja już w Będzinie pomaga mi przejechać przez koleje skrzyżowania - okazuje się, że z plecaka całkiem nieźle słychać wskazówki dotyczące kolejnych zakrętów - jedynym problemem okazuje się bateria, która nie wytrzyma całej trasy, więc na prostszych odcinkach dla oszczędności energii wyłączam urządzenie.
10:15 pierwszy dłuższy postój w Zendku. Chwilę pogadałem z Tomkiem, wypiłem małą kawę, odmówiliśmy Horkę i ruszam. Już schodzę na dół, a tu się okazuje, że Mama Tomka przygotowała dla mnie coś na ząb - jak mógłbym odmówić :) i w ten właśnie sposób mój postój trwał grubo ponad godzinę.
Po uzupełnieniu wody w bukłaku i krótkim doładowaniu baterii włączam GPS, żeby pominąć punkt pośredni, który już miałem za sobą. Niestety w lesie za Zendkiem okazało się, że pominąłem jeden punkt za dużo - zostałem poprowadzony od razu do Nierady, a nie z godnie z planem do Woźnik. W ten właśnie sposób nadrobiłem duuużo drogi zanim dotarłem do rynku w Woźnikach.
Po krótkim postoju w Woźnikach i treściwym posiłku - gruszkowo-czekoladowe batony energetyczne :) ruszam w kierunku Nierady. Tutaj miałem pierwszy kryzys - moim ambitnym planem było dotarcie na Jasną Górę gdzieś tak na 13:00, żeby na 13:30 być na Mszy. Niestety była już godzina 14:00, wiec wiedziałem, że nie wrócę na rowerze do domu - mniej więcej w tym momencie podjadłem decyzję, że wracam pociągiem, więc luzik - nie trzeba się już śpieszyć.
Ruszam dalej prowadzony przez GPS. Okazuje się, że trasa pielgrzymki nie jest najkrótszą drogą do celu - nawigacja prowadzi mnie wąską, polną drogą, którą raczej pielgrzymi nie mogliby iść - trzeba było by iść dwójkami :P
GPS wyładował się akurat w momencie, gdy droga była prosta - prosto, cały czas prosto i będę u celu.
Po drodze, akurat przy samej tablicy z napisem "Częstochowa" widzę pielgrzymów (idących ze Skoczowa), więc przyśpieszam i proszę, żeby zrobili mi zdjęcie przy tablicy ;) Zamieniliśmy dwa słowa i żwawo ruszam dalej.
Już w samej Częstochowie droga jest prosta - wystarczy kierować się tabliczkami dla pielgrzymów, wskazującymi Jasną Górę.
Po 97,33 Km i po 7:40 h docieram do Jasnej Góry. Szybko skierowałem się do punktu informacji turystycznej/pielgrzymkowej, żeby zapytać o miejsce, gdzie na czas Mszy mogę bezpiecznie przechować rower - tutaj spotkałem się z dużą życzliwością, bo już po kilku chwilach mam wolne ręce :) Szybko ubrałem w WC długie spodnie i skierowałem się do zakrystii. W sumie bez większych problemów o 16.45 znalazłem się na Mszy przy ołtarzu MB. Pomodliłem się, przebrałem i ruszyłem po rower.
W drodze na dworzec PKP wskoczyłem do McDonald'sa na co nieco i wtedy, już pojedzony odczułem potworne zmęczenie. Na dworcu okazało się, że mam jeszcze godzinę do pociągu do Będzina, więc siadłem sobie na ławce i spokojnie odmówiłem Nieszpory z Godziną czytań.
Po ok. 10 godzinach podróży, 5:18 godzinach spędzonych na rowerze i 103,3 przejechanych Km dotarłem do domu.
Dopiero tutaj zacząłem odczuwać ból prawego kolana. Niestety później okazało się, że przeciążyłem staw i muszę zrobić sobie kilkudniową przerwę od roweru (co następnego dnia, gdy jechałem nad Pogorię III nie było dla mnie jeszcze takie oczywiste).
Generalnie z wyprawy jestem bardzo zadowolony - pobiłem swój pierwszy rekord! :D
8:00 - ruszam w drogę© maacko
Nawigacja już w Będzinie pomaga mi przejechać przez koleje skrzyżowania - okazuje się, że z plecaka całkiem nieźle słychać wskazówki dotyczące kolejnych zakrętów - jedynym problemem okazuje się bateria, która nie wytrzyma całej trasy, więc na prostszych odcinkach dla oszczędności energii wyłączam urządzenie.
W drodze do Targoszyc© maacko
W drodze do Zendka - zjazd na Pyrzowice© maacko
10:15 pierwszy dłuższy postój w Zendku. Chwilę pogadałem z Tomkiem, wypiłem małą kawę, odmówiliśmy Horkę i ruszam. Już schodzę na dół, a tu się okazuje, że Mama Tomka przygotowała dla mnie coś na ząb - jak mógłbym odmówić :) i w ten właśnie sposób mój postój trwał grubo ponad godzinę.
Po uzupełnieniu wody w bukłaku i krótkim doładowaniu baterii włączam GPS, żeby pominąć punkt pośredni, który już miałem za sobą. Niestety w lesie za Zendkiem okazało się, że pominąłem jeden punkt za dużo - zostałem poprowadzony od razu do Nierady, a nie z godnie z planem do Woźnik. W ten właśnie sposób nadrobiłem duuużo drogi zanim dotarłem do rynku w Woźnikach.
Las między Zendkiem a Woźnikami© maacko
Błądzenie w lesie za Zendkiem© maacko
Po krótkim postoju w Woźnikach i treściwym posiłku - gruszkowo-czekoladowe batony energetyczne :) ruszam w kierunku Nierady. Tutaj miałem pierwszy kryzys - moim ambitnym planem było dotarcie na Jasną Górę gdzieś tak na 13:00, żeby na 13:30 być na Mszy. Niestety była już godzina 14:00, wiec wiedziałem, że nie wrócę na rowerze do domu - mniej więcej w tym momencie podjadłem decyzję, że wracam pociągiem, więc luzik - nie trzeba się już śpieszyć.
Ruszam dalej prowadzony przez GPS. Okazuje się, że trasa pielgrzymki nie jest najkrótszą drogą do celu - nawigacja prowadzi mnie wąską, polną drogą, którą raczej pielgrzymi nie mogliby iść - trzeba było by iść dwójkami :P
Polna droga z Woźnik do Nierady© maacko
Fajne chmury :)© maacko
Widoczki© maacko
Droga gdzieś przed Nieradą© maacko
GPS wyładował się akurat w momencie, gdy droga była prosta - prosto, cały czas prosto i będę u celu.
Po drodze, akurat przy samej tablicy z napisem "Częstochowa" widzę pielgrzymów (idących ze Skoczowa), więc przyśpieszam i proszę, żeby zrobili mi zdjęcie przy tablicy ;) Zamieniliśmy dwa słowa i żwawo ruszam dalej.
Jest radość!! :)© maacko
Już w samej Częstochowie droga jest prosta - wystarczy kierować się tabliczkami dla pielgrzymów, wskazującymi Jasną Górę.
Po 97,33 Km i po 7:40 h docieram do Jasnej Góry. Szybko skierowałem się do punktu informacji turystycznej/pielgrzymkowej, żeby zapytać o miejsce, gdzie na czas Mszy mogę bezpiecznie przechować rower - tutaj spotkałem się z dużą życzliwością, bo już po kilku chwilach mam wolne ręce :) Szybko ubrałem w WC długie spodnie i skierowałem się do zakrystii. W sumie bez większych problemów o 16.45 znalazłem się na Mszy przy ołtarzu MB. Pomodliłem się, przebrałem i ruszyłem po rower.
Jasna Góra - po Mszy jadę na dworzec PKP© maacko
Ostatnie spojrzenie na Jasną Górę© maacko
To ja na Jasnej Górze :)© maacko
W drodze na dworzec PKP wskoczyłem do McDonald'sa na co nieco i wtedy, już pojedzony odczułem potworne zmęczenie. Na dworcu okazało się, że mam jeszcze godzinę do pociągu do Będzina, więc siadłem sobie na ławce i spokojnie odmówiłem Nieszpory z Godziną czytań.
99,99 Km i... pierwsza setka!© maacko
Po ok. 10 godzinach podróży, 5:18 godzinach spędzonych na rowerze i 103,3 przejechanych Km dotarłem do domu.
Dopiero tutaj zacząłem odczuwać ból prawego kolana. Niestety później okazało się, że przeciążyłem staw i muszę zrobić sobie kilkudniową przerwę od roweru (co następnego dnia, gdy jechałem nad Pogorię III nie było dla mnie jeszcze takie oczywiste).
Generalnie z wyprawy jestem bardzo zadowolony - pobiłem swój pierwszy rekord! :D