Plan był taki: okrążyć Pogorię IV, chwilę posiedzieć i powrót. Niestety brakło mi czasu :|, więc dojechałem do Pogorii III, posiedziałem chwilę nad wodą i wróciłem.
Trochę już przejechałem w tym sezonie, niestety bez licznika, więc jest to pierwszy wpis. Ile przejechałem do tej pory? trudno powiedzieć... byłem w Bukownie, Krakowie, Rabsztynie, Sławkowie, kila razy nad Sosiną i Pogoriami, przy kopcu Piłsudskiego w Krakowie (pozdro dla Franka ;)), no i jeszcze w kilku miejscach :). Od przyszłych wakacji pewnie pojawi się tu więcej wycieczkowych wpisów.
Spotkanie, spotkanie i po spotkaniu. Wszystko byłoby ok, gdyby nie to, że gdzieś mi się skrzyżowania pomyliły i dojechałem niekoniecznie tam gdzie chciałem. Zsiadłem z mojego cudownego środku transportu, rozejrzałem się dookoła i ze zdziwieniem stwierdziłem, że nie wiem gdzie jestem. Przez chwilę jeszcze próbowałem znaleźć drogę, niestety bezowocnie, nie chciało mi się nadrabiać kolejnych kilometrów, więc grzecznie spytałem o drogę. Ku mojemu zdziwieniu okazało się, że jestem o rzut kamieniem od Pogori IV. Drogą trochę okrężną, bo dłuższym niż planowany czasie trafiłem do domu.
Dziś po południu, w towarzystwie Marcina R. (pozdrawiam ;)) wybrałem się do Zendka na nasze pierwsze, wakacyjne, spotkanie rocznikowe. Trasa prosta, pielgrzymkowa (znaczy się, ta którą zwykle idziemy z sierpniową pielgrzymką). Cała droga zajęła nam ok 1:30 h. Tuż za tablicą z napisem "Zendek" Marcin udał się w drogę powrotną, a ja spokojnie pomknąłem w dobrze znanym kierunku ;)
Przyjemne z pożytecznym - do plecaka ręcznik, kąpielówki i skrypt. Trochę wylegiwania się nad wodą, trochę "pływania" i trochę czytania skryptu ;) Pogoda zdecydowanie sprzyjała nauce w plenerze. Tym razem troszkę skróciłem sobie drogę nad Sosinę, unikając jednego męczącego podjazdu :)
Oj to była wyjątkowa przygoda :P Fajna wycieczka. Dotarłem do kopca Piłsudskiego...
...no i postanowiłem przespacerować się na szczyt kopca...
...niestety gdy już chciałem wyruszyć w drogę powrotną okazało się, że nie mogę odpiąć roweru ze stojaka - zepsuło się zapięcie...
...po kilku godzinach dotarł do mnie Franek z dwoma młotkami i pilnikiem <lol>. Rower udało się odpiąć trzema uderzeniami młotka w zapięcie i szczęśliwie wróciliśmy do zakład samochodem x.Mariusza ;P
Wyruszam dalej. Jest cieplej niż myślałem (upał), ale pedałuje równo. Trasa fajna, spokojna, choć trochę "pagurkowata". Do Krakowa dojechałem bez większych problemów, problemy zaczęły się dopiero w mieście. Wjechałem od strony Białego Prądnika, zsiadłem z roweru i... stwierdziłem, że kompletnie nie wiem w którym kierunku jechać (ach ta moja orientacja w terenie :P), ale jakoś dałem radę (koniec języka za przewodnika).
Szczęśliwy dotarłem do zakładu, przenocowałem i następnego dnia wróciłem pociągiem do Mysłowic, a rower zostawiłem w Krk - przyda się na 3 tygodniach dyżuru, które czekają mnie w te wakacje.
Wyprawa do Krakowa - podejście drugie - teraz MUSI się udać, czuję, że jestem skazany na sukces, więc wyruszam ;P
Trasa standardowa (na Sosinę, Bukowno i dalej do Olkusza). Korzystając z okazji, odwiedzam Słonia i nocuję w szpitalu :) Brzmi tajemniczo? Sprawa jest prosta - Mariusz w tym czasie zastępował kapelana w olkuskim szpitalu - stąd tak nietypowe miejsce na nocleg)