Wyruszam dalej. Jest cieplej niż myślałem (upał), ale pedałuje równo. Trasa fajna, spokojna, choć trochę "pagurkowata". Do Krakowa dojechałem bez większych problemów, problemy zaczęły się dopiero w mieście. Wjechałem od strony Białego Prądnika, zsiadłem z roweru i... stwierdziłem, że kompletnie nie wiem w którym kierunku jechać (ach ta moja orientacja w terenie :P), ale jakoś dałem radę (koniec języka za przewodnika).
Szczęśliwy dotarłem do zakładu, przenocowałem i następnego dnia wróciłem pociągiem do Mysłowic, a rower zostawiłem w Krk - przyda się na 3 tygodniach dyżuru, które czekają mnie w te wakacje.
Wyprawa do Krakowa - podejście drugie - teraz MUSI się udać, czuję, że jestem skazany na sukces, więc wyruszam ;P
Trasa standardowa (na Sosinę, Bukowno i dalej do Olkusza). Korzystając z okazji, odwiedzam Słonia i nocuję w szpitalu :) Brzmi tajemniczo? Sprawa jest prosta - Mariusz w tym czasie zastępował kapelana w olkuskim szpitalu - stąd tak nietypowe miejsce na nocleg)
Po noclegu u Michała wyruszam w dalszą drogę do Krakowa. Niestety, moja wyprawa skończyła się na Rabsztynie - złapałem gumę, o dalszej jeździe nie ma mowy. Telefon do Skate'a i po kilku minutach przyjeżdża odsiecz (dzięki Bogu za przyjaciół i telefony komórkowe). Odkręcamy koło, pakujemy rower do samochodu i jedziemy do Poręby. Poczęstowany domowym obiadem i czymś tam jeszcze ;) jedziemy na dworzec PKP do Wolbromia. Ja i mój poszkodowany staruszek wracamy do Sosnowca.